Trudne rodzicielstwo. Dzieci z ASD

 

W swojej praktyce zawodowej widzę wciąż ten sam powtarzający się schemat walki rodziców o swoje dzieci. Nowe terapię, nowe suplementy, nowe badania, nowe dietoterapię, nowi specjaliści, którzy dają nadzieję. Widzę  wiele wysiłków, zaangażowania, ale i rozpacz, lęk, wyczerpanie. Dotyka to najczęściej mam, bo to one zwykle przejmują inicjatywę walczącej lwicy. Mimo licznych działań i lat ciężkiej pracy, aby wyciągać dzieciaki na prostą, słyszę od nich „nie zrobiłam wszystkiego, aby pomóc swojemu dziecku”. Widzę poczucie winy i wściekłość za to, że nie mają wystarczającej ilości sił. Mają jednak niesamowitą determinację i wolę walki, komory hiperbaryczne, wlewy dożylne, mikropolaryzacja, terapię z cerebrolizyny, naltreksonu, oczyszczanie, odgrzybianie, odrobaczanie… Na pewno wiecie, że mogłabym tu jeszcze sporo napisać. W przeciągu dość krótkiego czasu pojawiają się u dzieciaków wiele różnych diet i cała masa suplementów diety. „Jak w tym wszystkim odnajduję się dziecko?” Fizycznie każde inaczej reaguję. Zależy z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Zdarza się jednak, że organizm dziecka nie ogarnia tylu interwencji, co skutkuję pogorszeniem się stanu zdrowia i często wymagana jest hospitalizacja.

Apeluję:

  • o stosowanie diagnostyki u tych dzieci, wg obowiązujących procedur badawczych,
  • o stosowanie interwencji na podstawie wyników badań, a nie domysłów naszych, czy „specjalistów”,
  • o podawanie suplementów diety z rozwagą,
  • o wdrażanie diet, która przede wszystkim ma zabezpieczyć energię dla mózgu (glukoza), zregenerować jelita i odżywić stałą florę jelitową.

Dzieci z ASD przede wszystkim potrzebują akceptacji i miłości bezwarunkowej. Dzieci  w końcu zaczynają zauważać, że są kłopotem, że stawiane są wobec nich oczekiwania, którym ciężko im sprostać, że nie są tymi, których chcieliby ich rodzice. Często nie mają akceptacji ze strony rówieśników, terapeutów, ale również brakuję akceptacji tych najważniejszych dla nich osób. Rodzice ze wszystkich sił próbują zwalczyć autyzm i to staje się dla nich priorytetem. Mają często słuszne argumenty: walczą o samodzielność dziecka, boją się o ich przyszłość, próbują wpoić normy i zasady społeczne….
Mamy stają się dla swoich dzieci terapeutami, nauczycielami, dietetykami, lekarzami i zwyczajnie nie mają sił i czasu na to żeby być po prostu mamą.

Apeluję:

  • o próbę poznanie świata naszych dzieci. Faktycznie jest inny, ale nie oznacza, że gorszy. Akceptacja jest wtedy, kiedy dajemy sobie przestrzeń na autentyczność. Gwarantuję Wam, że kiedy będziecie wchodzić z zaciekawieniem w świat swoich dzieci, one będą chętniej poznawać Nasz. Przełom w emocjonalnym „zdrowieniu” dzieci następuję z chwilą, kiedy zaczniecie naturalnie dostrzegać i interesować się tym, co kiedyś uważaliście za autyzm.
  • o zachowanie priorytetów. Na pierwszym miejscu jesteśmy rodzicami. Wymagajmy więcej od terapeutów i nie dajmy sobie wmówić, że mamy ich pracę przynosić do domu. Terapeuta, który nie radzi sobie z dzieckiem, albo nie ma powołania, albo nie nawiązał dostatecznej relacji z dzieckiem, by z nim pracować. I jedna i druga sytuacja powinna decydować o zmianie terapeuty. Terapia dla dziecka, nigdy odwrotnie.

Trudny temat leczenia bio-medycznego dzieci z ASD jest znany tylko rodzicom i nielicznym specjalistom. Prawidłowe leczenie bio medyczne daje możliwość, na prowadzenie innych  terapii i bardzo dobrze je uzupełnia.
Walka o optymalizację organizmu dziecka trwa wiele lat, z okresami progresu i regresu.
Rodzice mierzą się wtedy z różnymi emocjami: nadziei, radości, zwątpienia, załamania, lęku. Niestety są pozostawieni przed trudnymi medycznymi decyzjami, biorąc tym samym odpowiedzialność za zdrowie, a nawet życie swoich dzieci.
Poszukiwania nowych lepszych terapii bio medycznych zawsze wiążą się z dużymi kosztami.
Często to właśnie wykorzystują „pseudospecjaliści” dając złudne poczucie nadziei. Niestety dotyka to nie tylko dzieci z ASD, ale innych przewlekle chorych, którym medycyna akademicka nie jest wstanie pomóc, bo ona opiera się głównie na leczeniu objawów choroby.
To wszystko powoduję powstanie luki, którą wykorzystują ludzie mający mało do czynienia z medycyną, chcących zarabiać na bezradności i niewiedzy rodziców, którym medycyna akademicka nie potrafi pomóc, bo ona nie jest przygotowana na leczenie holistyczne i integracyjne. Dlatego, pojawiają się takie „nowości” jak badanie żywej kropi krwi, wszelkiego rodzaju „aparaty” które diagnozują od stóp do głów i dają w końcu wyczekiwaną  „diagnozę”. Szał odrobaczania, odgrzybiania, kroplówek i aparatów mamy rozkręcony i niewątpliwie jest na to popyt.
Efektem tego wszystkiego jest dezorientacja rodziców, chcących pomóc swoim przewlekle chorym dzieciom. Wiele rodziców decyduję się na drogą „diagnostykę” u osób niekompetentnych, nie mających przygotowania biologicznego, medycznego i diagnostycznego. Wszystkie diety, suplementy diety, diagnostyka i terapie powinny być prowadzone pod okiem specjalisty, lub kilku specjalistów, którzy mają przygotowanie zawodowe!!! i doświadczenie!!! w temacie którym się zajmuję.

Apeluję:

  • o sprawdzanie wykształcenia, doświadczenia zawodowego osób, do których udajecie się po pomoc. Nie polegajcie jedynie na subiektywnej opinii innych. Nie ufajcie osobom, którzy zapewniają Was, że wiedzą jak wyleczyć dzieci z autyzmu i to zrobią.
    Leczenie bio- medyczne to proces i nikt nie wie, jakie będzie miało tempo i jakie końcowe efekty przyniesie.

Niestety Człowiek, staje się słaby w obliczu swoich popędów i zachłanności. Firmy farmaceutyczne nie są po to, aby nam pomagać. Podobnie jest z producentami żywności.
Eksploatacja naszych ziemskich zasobów jest skandaliczna i płacimy za to cenę.
Wydłużenie życia dzięki medycynie jest faktem, ale jest to wydłużenie w obliczu chorób przewlekłych, bólu, nieradzenia sobie z emocjami i ze sobą samym.
Liczba chorych na autyzm wciąż rośnie.
Nie pozostaje nam nic innego, aby zadbać o siebie mądrze. Nie dać się omamiać producentom, którzy wmawiają nam, że potrzebujemy kolorowej żywności i trzeba „zwalczać nawet najmniejszą gorączkę”
Wracajmy do źródeł. Pieczmy chleb, lub kupujmy taki jak się piekło 20 lat temu. Zamieniajmy wycukrzone, chemiczne, apteczne syropy na babcine receptury. Zamiast tabletów i komputerów, proponujmy naszym dzieciom zabawy na świeżym powietrzu.
Zadbajmy o siebie. Szukajmy mądrego wsparcia również dla siebie. Wychodźmy z domu, spotykajmy się ze znajomymi, korzystajmy z psychoterapii. Tylko silni i wypoczęci rodzice są wstanie naprawdę pomóc swoim dzieciom.

Monika Czerepak
Mama dziecka z ASD, współpracująca z rodzicami dzieci z ASD.